Laos. Kraj, który potrafi oczarować surową przyrodą, ale też wystawić na próbę cierpliwość każdego motocyklistę. Spędziliśmy tu 58 dni, przemierzając 3150 km tras, które w niczym nie przypominały idealnych chińskich autostrad. To był prawdziwy rollercoaster – drogi, których nie ma na mapach, tratwy zamiast mostów, błoto zamiast asfaltu i nieoczekiwane zmiany nawierzchni, które uczyły pokory. Czy warto było? Zdecydowanie.

Laotańskie drogi – raj czy przekleństwo?

Wjechaliśmy do Laosu z Chin i pierwszy szok był błyskawiczny. Z nieskazitelnych autostrad wprost na popękane, dziurawe drogi i szutrowe serpentyny. Laos to off-roadowy raj, ale jeśli chcesz przemieszczać się szybko, nie licz na to.

Mapa niewiele podpowie. Żółta droga wcale nie musi być lepsza od białej, a najpiękniejsze trasy to te, o których Google Maps nie ma pojęcia. Tutaj najlepszym GPS-em są lokalsi – pokazują szlaki, które wydają się nieistniejące, ale prowadzą do miejsc, których nigdy byśmy nie znaleźli na własną rękę.

Czego można się spodziewać na trasie?

  • Dziurawego asfaltu o krawędziach ostrych jak żyletki.
  • Tumanów kurzu na drogach gruntowych, które zamieniają się w błotne lodowisko po pierwszym deszczu.
  • Braku mostów. Tu przeprawy wodne to codzienność – motocykle lądują na drewnianych łodziach albo tratwach niewiele większych od łóżka.
  • Zmiennej nawierzchni. Z sekundy na sekundę może być inaczej – trzeba być czujnym, bo Laos nie wybacza nieuwagi.

Co zobaczyliśmy w Laosie?

O Laosie mówi się, że jest „śpiący”. Faktycznie, życie tu toczy się inaczej – wolniej, spokojniej, z dala od pośpiechu i nadmiaru. Wioski poza głównymi trasami to inny świat. Domy na palach są przestronne, ale w środku znajdziesz tylko to, co najpotrzebniejsze – miejsce do spania, kilka garnków, zdjęcia przodków. Mężczyźni pracują przy zbiorach manioku, kobiety tkają sarongi, a dzieci ganiają boso po drodze.

Północ vs. Południe

Północ to zieleń, wapienne góry, ukryte jaskinie i dziewicze wodospady. Świetne miejsce na eksplorację, jeśli lubisz dziką naturę i motocyklowe pętle. Południe to królestwo Mekongu – ciągnące się po horyzont pola ryżowe i wszechobecne łodzie na rzece. Jest bardziej płasko, ale to tu można zobaczyć najbardziej charakterystyczne krajobrazy Laosu.

Jedno jest pewne – Laos się zmienia. Na Mekongu działa już kilkanaście chińskich elektrowni wodnych, po kraju kursuje nowoczesna chińska kolej, a francuska kolonialna spuścizna powoli zanika. Jeśli chcesz zobaczyć Laos takim, jakim jest teraz – jedź jak najszybciej.

Motocyklem przez Laos – jak to wygląda?

Laos to świetne miejsce na motocyklową eksplorację, także dla tych, którzy nie mają własnej maszyny. Można tu wynająć skuter za kilka dolarów dziennie albo motocykl za 20-30 USD. Najpopularniejsze pętle to:

  • Pętla Thakek – pełna jaskiń i skalnych formacji.
  • Pętla północno-wschodnia – prowadzi przez górskie krajobrazy, idealna na spokojną jazdę.

Gdzie jedziemy dalej?

Azja Południowo-Wschodnia coraz bardziej nas wciąga. Po Laosie i północnej Tajlandii teraz jesteśmy w Kambodży. Każdy z tych krajów jest inny, ale we wszystkich jedno jest pewne – można tu liczyć na uśmiech i gościnność ludzi.

Podróżowanie własnym motocyklem daje nam pełną wolność – możemy jechać we własnym tempie, zatrzymywać się tam, gdzie chcemy i poznawać kraje od podszewki. Dlatego ruszamy dalej na południowy wschód – przed nami Kambodża, południe Tajlandii i Malezja.

Laos – warto czy nie?

Jeśli szukasz wyzwań, przygody i tras, które wytrzęsą Cię do granic wytrzymałości – tak, warto. Jeśli nie boisz się kurzu, błota, promieni słońca palących przez szybę kasku i nagłych zmian planów – Laos Ci się spodoba. To jedno z tych miejsc, gdzie droga jest ważniejsza niż cel. A my właśnie takie miejsca lubimy najbardziej.

Przekraczamy Mekong z motocyklami na łodzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *