Dowiedz się po co właściwie pojechaliśmy nad morze i jakie miejsca odkryliśmy. Czy motocykle i wyposażenie sprawdziły się w tej podróży?
Czas na ostateczne testy. Dlaczego tak testujemy i przydatność każdej rzeczy rozważamy kilka razy? Bo wcześniejsze doświadczenia nauczyły nas 3 rzeczy:
- Są kraje, w których pewne oczywiste u nas dobra, jak Octenisept, czy Poxilina nie występują. Zamiast Octeniseptu jest jodyna, a zamiast Poxiliny – bliżej nieokreślona substancja o właściwościach klejących – opisana literkami z innego alfabetu.
- Da się rozwiązać wszelkie problemy za pomocą dostępnych na miejscu środków. Jednak trwa to dłużej, trwałość rozwiązania trudno ocenić i bywa to mało przyjemne dla organizmu. Choć można przy okazji poznać pomocnych ludzi i odzyskać wiarę w kooperację gatunku ludzkiego.
- Nie chce nam się za dużo dźwigać, ani przeznaczać czasu na znajdowanie rozwiązań w podróży. Chcemy by było łatwo, gładko i przyjemnie.
Zdecydowaliśmy więc, że zapakujemy na motocykle absolutnie wszystko co chcemy ze sobą zabrać na wyprawę do Indii i pojedziemy z Katowic nad Bałtyk. W Gdańsku, pod Poznaniem i pod Zieloną Górą odwiedzimy znajomych z którymi nie widzieliśmy się od baaardzo dawna I tak naprawdę w ten sposób wystartuje nasza wyprawa.
Jako trasę wybraliśmy boczne asfalty i fragmenty zachodniego TET.
Co chcieliśmy sprawdzić?
Wygoda motocykli
Fabryczne modele Yamaha Tenere T7 oraz Honda CRF300Rally dostosowaliśmy do długich podróży poprzez najmniejszą możliwą ilość modyfikacji:
- Zmianę przełożeń
- Zmianę zawieszenia w Hondzie
- Wymianę płyty pod silnikiem w Tenere
- Montaż gniazdek, dodatkowego oświetlenia i grzanych manetek
- Montaż uchwytów nawigacyjnych
- Wzmocnienia plastików pod bagażem
Trzeba sprawdzić, czy wszystko działa, czy montaż jest trwały i czy jest nam wygodnie jeździć w pozycji siedzącej i stojącej.
Bagaż
Długo szukałem systemu bagażu, który w minimalnym stopniu będzie odstawał na boki motocykla, nie podniesie znacząco środka ciężkości a jednocześnie pomieści wszystko co bierzemy ze sobą, czyli
- Dom (namiot, maty, śpiwory, sprzęt biwakowy)
- Kuchnię (kuchenkę, garnek, pojemniki, kawę i jedzenie)
- Elektronikę (komputery, aparaty i osprzęt)
- Ubrania i kosmetyki
- Narzędzia i zabezpieczenia
- Dodatkowe paliwo i wodę
Wybraliśmy system miękkich sakw, bezstelażowy (więc lżejszy o kilkadziesiąt centymetrów stalowego orurowania), który można elastycznie powiększać o kolejne torby i torebki dopinane do przygotowanych w sakwach bazowych uchwytów.
Ubrania i protektory
Bazując na wcześniejszych doświadczeniach jazdy w różnym terenie i różnych warunkach pogodowych chcieliśmy dopasować ubrania motocyklowe tak by były odpowiednie do:
- Jazdy przez 3 sezony – jednak w większości w upale >30 stopni
- Jazdy głównie bocznymi asfaltami i drogami szutrowymi, czasem drogami górskimi i bezdrożami.
Standardowe rozwiązania podróżne – trzywarstwowe komplety turystyczne wykluczyliśmy od razu. Trudno je dopasować tak, by nie krępowały ruchów, zajmują dużo miejsca i są bardzo ciężkie. Ponadto nawet przy dużej ilości nawiewów nie sprawdzają się w upale.
Zdecydowaliśmy się skomponować własny zestaw złożony z lekkich turystycznych kurtek motocyklowych bez podpinek, miejskich spodni taktycznych i twardych ale wygodnych ochraniaczy kolanowych pod nimi. Zamiast podpinek i dociepleń – bielizna termiczna, windshieldy, przeciw deszczówki i puchówki – czyli ciuchy, których możemy także używać do trekkingu, albo po prostu do miejskich wędrówek. Do tego lekkie rękawiczki enduro i buty enduro w których da się też chodzić.
Pewnego sierpniowego popołudnia wyruszyliśmy więc wyposażeni w to wszystko na północ – w stronę Gdańska. I dojechaliśmy planowo…. kolejnego dnia. Ekwipunek dojechał szczęśliwie, a my ustanowiliśmy komfortowe prędkości przelotowe Qndelka na bocznych drogach – 100-120 km/h.
Trójmiasto
Dawno nie widzieliśmy Pawła – naszego gospodarza z Gdańska z którym poznaliśmy się wiele lat temu przez Couchsurfing i… salsę. Paweł jest założycielem sławnej trójmiejskiej szkoły tańca Salsa Club, twórcą i organizatorem kultowej Mega Biby salsowej, oraz miłośnikiem podróży. Pasje łączą, więc od tamtego pierwszego spotkania, mimo, że nie widujemy się często, to myślimy o sobie w kategoriach przyjaciół na całe życie.
Po krótkim dzień dobry – Paweł wysłał nas nad morze, gdzie spędziliśmy leniwe popołudnie i kolejny dzień. Wieczorem zaś, dołączyła Ola – letniczka z Warszawy, która niedawno wróciła z Ladakhu no i… popłynęły wino i opowieści.
Czas minął szybko i ruszyliśmy z powrotem na południe. Pomorze, Kujawy i Wielkopolska obfitują w leśne drogi, więc znów pół dnia zajęło nam dojechanie nad Jezioro Powidzkie do Olgi i Jacka – którzy właśnie kupili tu działkę i rozpoczęli jej zagospodarowywanie.
Jezioro Powidzkie zaskoczyło nas czystością i spokojem. Ten rejon nie jest jeszcze eksploatowany turystycznie, jezioro jest przejrzyste, a spokój i cisza koją miejskie przebodźcowane umysły.
Tu mieliśmy okazję pierwszy raz rozłożyć nasz nowy 3 osobowy namiot. Z przyjemnością wciągnęliśmy do niego cały nasz dobytek i stwierdziliśmy, że wciąż jest tutaj dużo miejsca do spania i można całkiem wygodnie w nim usiąść.
Spędziliśmy leniwy dzień nad wodą pływając i rozmawiając, a potem – spakowaliśmy namiot i ruszyliśmy w stronę Zielonej Góry.
Pajęczno
Moja dawno niewidziana, lecz droga mi znajoma, w czasie niewidzenia wyszła za mąż, zrobiła doktorat, urodziła 2 dzieci, no i kupiła z mężem gospodarstwo w lesie od pewnego emerytowanego profesora fotografii. Gdzieś po drodze została certyfikowaną Soul Couch. Nie wiem kiedy wrócimy do Polski, więc nie mogłam darować sobie odwiedzenia jej i jej miejsca na ziemi.
I miejsce to okazało się niezwykłe. Choć Agaty i dzieci niestety nie było, to po gospodarstwie oprowadził nas Sławek, suka Saszka i kot Vadim. Rozległe zabudowania teraz są jeszcze w stanie bardzo zaniedbanym, jednak i tak robią ogromne wrażenie. Wszędzie pełno sprzętu – od kopiarek i powiększalników, po narzędzia do obróbki drewna, metalu i niewiadomoczego. Jest nawet i traktor, choć nie ma pewności, że był tu używany zgodnie z przeznaczeniem. Wszędzie też mniej lub bardziej skończone dzieła i utwory. Mamy całkowitą pewność, że niedługo powstanie tutaj znakomita twórcza przestrzeń – przestrzeń nauki, pracy, rozwoju osobistego.
Wieczorem serwowałem rum z kawą – shot przywieziony jeszcze z krakowskiego baru, który uwalnia od zmęczenia i wydłuża nocne rozmowy. Sławek nie wiedział, że 3 km od ich gospodarstwa przebiega zachodni TET. Bądźcie czujni, zasialiśmy ziarno i może niedługo w tym miejscu powstanie motocyklowa przystań, albo prawdziwy Moto Camp?Szczególnie, że w okolicy nie ma bazy noclegowej.
Kolejnego dnia zebraliśmy się w drogę. Okolice tej posiadłości obfitują w leśne, piaszczyste dukty, więc mieliśmy okazję poćwiczyć jazdę z bagażem w kopnym, głębokim piasku. Całkowicie załadowany motocykl stanowi w takich warunkach nie lada wyzwanie i na początku wcale nie poszło gładko. Dopiero po dłuższym czasie znaleźliśmy balans i jest dużo lepiej, choć piasek i jazda z bagażem to chyba zawsze będzie wyzwanie.
Jadąc dalej ni stąd ni zowąd natknęliśmy się na wielbłąda 🙂
Jechaliśmy przez nieczynne lotnisko….
Pływaliśmy w przydrożnych jeziorach i oglądaliśmy piękny zachód słońca….
a w mijanych wsiach oglądaliśmy przygotowania do obchodów Dożynek.
Aż dojechaliśmy z powrotem do domu, bogatsi o wiedzę o tym jak zachowują się w podróży nasze motocykle i nasz bagaż. Ten test był bardzo potrzebny, bo niewiele zostało do poprawy, ale jednak:
- Przestało działać dodatkowe oświetlenie – przerwała się instalacja obok kostek grzanych manetek.
- Odkręcił się pojemnik na narzędzia i pękło jedno jego mocowanie
- W jednym miejscu była potrzebna dodatkowa izolacja termiczna, gdyż wewnętrzna część podstawy sakw przegrzała się i odkształciła.
Zmieniliśmy również trochę zabierane wyposażenie, ale o tym opowiemy kiedy indziej.