Tekst ukazał się w numerze 7/2023 Świata Motocykli.
Cześć, tu Hania i Jacek. Ex- przedsiębiorcy koło 50-tki, obecnie bez stałego zajęcia, poza jednym – przemierzaniem świata na motocyklach. Opuściliśmy nasz dom w Katowicach jakieś 10 miesięcy temu z zamiarem dojechania na kołach do Indii. Zacny zamiar prawda? Jak wielu przed nami marzyliśmy długo o Jedwabnym Szlaku. Mimo że w linii prostej jest to tylko 6000 km, a po drogach – około 10000 – do Indii jeszcze nie dojechaliśmy. Za to – znaleźliśmy nasz nowy dom… w permanentnej podróży.
Przygotowania do wyjazdu zabrały nam dobrych kilka miesięcy. Sprzedaliśmy nasze stare Tenery XT660Z i kupiliśmy 2 nowe motocykle: Tenerę 700 i Hondę CRF 300 Rally. Przez kilka tygodni przystosowywaliśmy je do pokonywania długich dystansów z bagażem po dziurawych drogach i offem. Obejrzeliśmy również kilkaset godzin vlogów, przeczytaliśmy grubo ponad 1000 artykułów na witrynach podróżników. Przewertowaliśmy kilkadziesiąt przewodników i nanieśliśmy na mapę 1348 punktów, które chcieliśmy zwiedzić po drodze.
W noc przed wyjazdem zasypialiśmy w poczuciu, że jesteśmy do tej podróży przyzwoicie przygotowani. Co za naiwność… Natrafiliśmy na zagwozdki, które nie występują przy krótszych wyprawach. Oto na co chcemy zwrócić Twoją uwagę jeśli rozważasz wielomiesięczną motocyklową włóczęgę.
Pogoda i sezony
Pod warunkiem że nie jesteś neurotycznym szczególarzem niczym Ben Affleck w filmie „Księgowy” – dłuższą podróż rozpisujesz „mniej więcej”, nie na dni, tylko na zakresy czasowe. Kiedy dotrzesz do Turcji? Mniej więcej za miesiąc.
Jeśli masz czas – to zakładasz, że wiele po drodze może się zmienić. Lokales podpowie Ci punkt widokowy nie do ominięcia, trafisz na epickie drogi, albo na bezludną dziką plażę idealną na camping. Z czwartku zrobi się wtorek, a z połowy kwietnia koniec maja.
W sezonie czy poza sezonem? To pytanie, które dzieli ludzi tak, jak to czy wolą góry, czy morze. W sezonie pogoda będzie Ci sprzyjać. Będzie drożej, ale wszystkie atrakcje, które mógłbyś chcieć obejrzeć są czynne, no i baza turystyczna jest bogatsza. Łatwiej też spotkać innych motocyklistów na trasie i wymienić się doświadczeniami. Poza sezonem zrobisz wspaniałe fotografie, bo miejsca turystyczne świecą pustkami. Ale też trudniej będzie Ci jeździć (brrrr zimno) spać pod namiotem (w nocy jeszcze zimniej) i łatwo możesz nadziać się na nieczynny hotel (mimo że Google będzie twierdził, że jest otwarty, a na Booking.com możesz go nawet zarezerwować i zapłacić).
Więc kiedy jest lepiej? Mówiąc szczerze – to nie ma znaczenia, bo… nie da się tego zaplanować. Jadąc przez wiele miesięcy, niektóre miejsca wypadną w sezonie, inne poza sezonem. Niespecjalnie będzie Ci to przeszkadzać, bo świat ma swój niepowtarzalny urok o każdej porze roku, a Ty chłoniesz go z siodła motocykla niczym Ted Simon w Jupiter Travels. Szybko przestanie Ci zależeć na oglądaniu dolin Kalash w porze kwitnienia wiśni, na którą zwyczajnie nie zdążysz, bo zamarudziłeś w Rawalpindi zafascynowany mogolskimi pałacami i postkolonialnym dziedzictwem z czasów Brytyjskich Indii. Doliny Kalash muszą zwyczajnie poczekać.
Destynacje i trasy
Z naszych 1348 punktów nie odwiedziliśmy nawet połowy. Dlaczego?
Jeszcze w domu wertując źródła trafialiśmy wciąż na te same destynacje. Posługując się Google’m, Tripadvisor’em i Youtube’m znajdowaliśmy przede wszystkim dobrze znane i masowo odwiedzane miejsca. Próba wyszukiwania atrakcji z dopiskiem „off the beaten track” powodowała, że na mapie lądowały pinezki miejsc nie obleganych, ale też jak się później okazało – o wątpliwej wartości poznawczej.
Nasze mapy zawierały miks miejsc znamienitych i sławnych (nie można przecież jadąc przez Iran pominąć Persepolis) oraz mało znanych i średnio atrakcyjnych (jak rumuńska wieś Ciocănești, która miała być arcydziełem folklorystycznym, a prawie ją przeoczyliśmy przejeżdżając jej środkiem). Dodajmy do tego spektakularne drogi nad którymi ktoś rozpływał się na jakimś vlogu nadużywając epitetów zachwytu, a otrzymamy całkowicie abstrakcyjny plan podróży.
W nadmiarze miejsc koniecznych do zobaczenia na bieżąco tworzyliśmy garminowe ślady, skrzętnie omijając główne drogi. Już w Bułgarii okazało się, że znaczenia niektórych pinezek na mapie – po prostu nie pamiętamy. Kto by pamiętał zresztą, co czytał o murach obronnych Sozopolu 6 miesięcy temu? I dlaczego właściwie był nimi zainteresowany?
Punkt zbyt daleko od obranej trasy i logistycznie nieuzasadniony? Porzucaliśmy go bez wahania. Punkt w okolicy o którym wspomniał nam motocyklista świeżo poznany w Moto Camp Bulgaria? Pilnie dodany do mapy z przeświadczeniem, że nie możemy go pominąć.
W Iranie przyszło olśnienie. Rozmawialiśmy z podróżnikiem z Polski (z obcokrajowców tylko Polaków spotkaliśmy w Iranie i tylko 2) o tym co nas urzekło, a co odrzuciło w tym kraju. Nasze trasy czasem nakładały się. Byliśmy w wielu tych samych miejscach i… mieliśmy na ich temat całkowicie odmienne zdanie.
Każdy ma własną unikalną podróż. Sieć ukochanych miejsc, skarbiec cennych doświadczeń budujemy sobie sami – i mimo że bywamy w tych samych lokalizacjach, przemierzamy te same ścieżki – zupełnie co innego widzimy.
Zdrowie i well being
„Odpocznijcie po trudach podróży” – to zdanie rodem z powieści Jane Eyre wraca do nas jak bumerang, ilekroć nasza fizyczność nie nadąża za pomysłami, ani nawet za ostrożnym planem gry.
Nie, nie chodzi o to, że d… boli – do tego można się w miarę szybko przyzwyczaić. Raczej o brak pewników i stałych rytuałów życia, o których normalnie nigdy nie myślimy. Są jak prąd w gniazdku i woda w kranie, które zawsze są i nigdy o nich nie myślimy.
Nie da się odpocząć po trudach podróży… w podróży – do tego potrzebny jest dom. Dom, czyli kuchnia, w której w każdej chwili możesz zaparzyć herbatę bez rozkładania specjalnych sprzętów. Szafa, do której możesz sięgnąć po ulubiony sweter i to samo łóżko… choćby od tygodnia. Inaczej budzisz się w nocy i dłuższą chwilę zajmuje Ci uświadomienie sobie drogi do toalety. Wczoraj toaleta była po prostu w innym miejscu.
Spanie w namiocie jest super. Ale nie wtedy, gdy o 3 rano stado dzikiego ptactwa rozpoczyna koncert. Jeśli jesteś na krótkim wyjeździe to jest to nieodzowny element przygody. Odeśpisz po powrocie. Ale w 4 miesiącu jazdy, kiedy właśnie znalazłeś epicki spot wśród marsjańskich formacji skalnych i sądzisz, że odpoczniesz tu przez kilka dni – masz ochotę wystrzelać to ptactwo natychmiast.
Street food to szybkie, pyszne i tanie jedzenie. Problem w tym, że zawiera głównie tłuszcz i węglowodany. A utrzymanie zbilansowanej diety zabiera mnóstwo czasu i wymaga wysiłku.
Do tego Twoja kondycja. Jeśli nie wdrożyłeś żelaznej dyscypliny codziennych ćwiczeń (umówmy się – to trudne nawet w domu), Twoja forma rozpuszcza się wolno i konsekwentnie jak tabletka musująca w zimnej wodzie.
Zanim się obejrzysz paznokcie zaczynają się łamać i z większym trudem podnosisz motocykl po glebie na jakiejś malowniczej górskiej drodze.
Ale z czasem znajdujesz harmonię i własne well being w podróży. Nie usiłujesz wdrożyć regularnych treningów, takich jak wykonujesz w domu. Zamiast tego idziesz rano na energiczny spacer. Jeśli po drodze jest jezioro – nie przepuścisz okazji, by popływać. Są góry? Zostajesz kilka dni by pochodzić na treki. Jedziesz od kilku dni asfaltem i nie ma widoków na aktywność? Umawiasz się, że każdą wieś przejedziesz na stojąco. A kiedy są możliwości – rezerwujesz na kilka dni wypasiony hotel, idziesz na masaż, do sauny, albo nawet spędzasz cały dzień w SPA.
Przestajesz się gdziekolwiek spieszyć i zmieniasz priorytety. Już nie miejsca, atrakcje i wewnętrzny przymus ich obejrzenia wyznaczają rytm podróży. Na pierwszym miejscu jest Twój ogólny dobrostan – on pozwala Ci doświadczać w pełni uroku świata. I to jest magiczny moment, bo wtedy Twój kilkumiesięczny wyjazd pełen spektakularnych miejsc, niezapomnianych doświadczeń i znakomitych przeżyć zamienia się w życie w podróży.
Jak je dobrze organizować? O tym następnym razem….